Światołdycz



 * * *

Dlaczego jamnik?
Na zdrowie...
Na wszelkie troski...
Na dobry humor...
Na szczęście....
Na psią miłość...
Na zawsze!!!

 * * *



Botoxe




czym  skorupka  za   młodu  nasiąknie . . .

Psy były ze mną zawsze. Najpierw w opowiadaniach Babci i Prababci.
Ich obecność była stała i wywierała wpływ na wszystkich domowników tak, że nikt nie wyobrażał sobie domu bez nich.
Mała kilkuletnia Babcia Maniusia Światołdycz - Kisielówna była otoczona najczulszą opieką JAKPANA - dobrodusznego
mieszańca wyżła i doga, który często zastępował nianię i oddałby życie za swoją małą Panią (zdjęcie z lewej).
Przygarnięta pointerka DOLA, znaleziona gdy błakała się po polach (może uciekła myśliwemu?), (zdjęcie z prawej)

 

specjalnie kupiony do polowań seter TROP ( zdjęcie poniżej)


prześmieszny biały szpic (poniżej) - to bohaterowie historii prawdziwych, tych z życia Babci,
tych, których słuchałyśmy do poduszki, opowiadanych wiele, wiele razy zamiast bajek.


Tak więc potrzeba posiadania psa, chociażby najmniejszego ale własnego - rosła ciągle
i ja czyli pięcioletnie dziecko, zamęczałam dorosłych prośbami o własnego pieska.
To marzenie długo nie miało się spełnić ...



Na obecność psa w domu przyszło mi długo poczekać.
Najpierw pojawił się śmieszny mieszaniec TOTO. Przybył z hodowli "Podkowa" pp. Hołyńskich i udawał jagteriera.
Póżniej nastała era pointerek, zawsze z hodowli "Saint Hubert" pana profesora Jana Krzyżanowskiego.

Potem powiększyła się moja rodzina, miałam juz dwie córki i w samochodzie, popularnym "maluchu" było bardzo ciasno.
Dużo podróżowaliśmy i podróż z małymi dziećmi i pointerką okazywała się bardzo ciężka.
Gdy pożegnaliśmy ostatnią pointerkę stwierdziłam, że czas na jakiegoś małego, niekłopotliwego, nie polującego
pieska, który będzie "przytulański" i nie będzie się włóczył kilometrami po polach, ciągnąc mnie za sobą.

 * * *

Zdarzyła się okazja, bo zbliżała się nasza 10 rocznica ślubu i wtedy okazało się, że najlepszym prezentem będzie
nie złoty pierścionek, lecz malutki jamnik. Padło dictum: " jesli nie chcesz mojej zguby to . . . . . . . . . . jamnika kup mi luby ".

W roku 1988 kupienie rodowodowego jamnika w takiej małej miejscowości jak moja nie było proste.
Przypadek sprawił, że wstąpiłam do Związku Kynologicznego w Krakowie i tam okazało się, że jest suczka, długowłosa, standardowa.
Chciałam: pieska, krótkowłosego, miniaturowego.
Spojrzałam na suczkę, śmieszne króciutkie łapki, sierść beżowa z czarną pręgą, poczułam mięciutki języczek na policzku i zakochałam się!
Tak trafiła do nas PAPAGENA w domu zwana KAJĄ. Było to cudowne, wpatrzone w nas, mądre stworzenie,
które przeżyło z nami 9 lat. Okazało się, że wygrywa na wystawach i do tego ma interesujące potomstwo.

 * * *